Dom jak BMW X5. Wywiad z Gawłem Biedunkiewiczem
„Dom typu premium jest jedynym obiektem w tej kategorii produktów, którego nie da się nabyć w sposób komfortowy. Postanowiliśmy to zmienić, oferując możliwość zakupu domu prefabrykowanego z przysłowiowej „wyższej półki” w warunkach bezstresowych, wraz z całościową obsługą wysokiej jakości. Pragniemy być postrzegani jako dostawcy komfortowej usługi premium, której dotąd na polskim rynku budowlanym nie było” – na temat autorskiej koncepcji budownictwa rezydencjonalnego rozmawiamy z architektem Gawłem Biedunkiewiczem, współwłaścicielem szczecińskiej firmy Nowa Norma.
Wysłuchała Arletta Liro / OKK!
Arletta Liro: Nowa Norma - firma założona i prowadzona przez pana, właściciela pracowni biastudio, wspólnie z kolegą - architektem Karolem Nieradką, który również działa nadal jako projektant - znalazła optymalną odpowiedź na pytania i dylematy dotyczące wymagających klientów, którzy zdecydowali się zrealizować marzenie o własnym domu. Stworzyliście koncepcję współczesnej jednorodzinnej rezydencji jako designu. Klient otrzymuje ją od was w formie gotowego produktu. Na tej samej zasadzie, na jakiej nabywa nowy, luksusowy samochód w salonie dilera. Mówimy bowiem o domu kategorii premium, ale produkowanym seryjnie, a zatem szybciej niż w technologii tradycyjnej, lecz nie ustępującym jej jakością. Dla wielu potencjalnych klientów będzie to rozwiązanie idealne, które jednak wcześniej nie przyszło im do głowy, bo o ile poszukując samochodu raczej na pewno nie zdecydujemy się na prototyp, o tyle rozważając budowę nie myślimy o tym procesie jako o „prototypowaniu”, a więc de facto eksperymentowaniu ze wszystkimi związanymi z tym zagrożeniami. Zamiast tego, przynajmniej na początku, poddajemy się romantycznym nastrojom: mój dom, jedyny, niepowtarzalny. Za to później powoli tracimy entuzjazm, gdy okazuje się, że budowa może potrwać dłużej niż zaplanowaliśmy, pochłonąć koszty większe niż zakładane, a przy tym nie zostanie zwieńczona rezultatem, jakiego się spodziewaliśmy…
Gaweł Biedunkiewicz: To niestety prawda. Największą wadą rodzimego budownictwa rezydencjalnego, szczególnie klasy premium, pozostaje to, że - właśnie z tego powodu, że jest to eksperyment - koszty tego eksperymentu ponosi jednoosobowo zamawiający, czyli inwestor. Oczywiście architekt, który sprzedaje pierwotną ideę, uczestniczy w całym procesie. Rozmawia z klientem, współtworzy ją wspólnie z nim. Nie zmienia to jednak faktu, że koszty wdrożenia owego prototypu są w całości po stronie człowieka, który decyduje się na samodzielną realizację unikatowego projektu własnego domu. Obietnica, jaką daje architekt, nie jest więc realizowana jego rękoma tylko osób trzecich. A inwestor jest zmuszony całe ryzyko związane z prototypowaniem wziąć na siebie. Równocześnie jest w Polsce duże grono klientów, którzy tego nie potrzebują. Bo zajmują się czym innym, są profesjonalistami w odległych od architektury dziedzinach i nie chcą się zagłębiać w arkana budownictwa. Pragną po prostu otrzymać dobry produkt. Ale równocześnie nie udadzą się w tym celu do dewelopera, by kupić dom obok kogoś, kto będzie miał identyczną zabudowę. Albo nie zaakceptują tego domu w miejscu, gdzie deweloper go sprzedaje. W tej sytuacji czują się skazani na rozwiązanie tradycyjne - projekt i budowę domu od podstaw. Nieprzypadkowo w świecie nieruchomości mówi się, że istnieją trzy najważniejsze wartości: lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja. Jeżeli podążając tym tropem zechcemy zamieszkać tam, gdzie sobie wymarzyliśmy nie pozostanie nam więc nic innego jak wdrażanie prototypu. Oczywiście, można polemizować, że prototypem nie będzie budownictwo typowe, tzw. „dom z katalogu”. Ale tym sposobem możemy uzyskać pastisz budownictwa i dodatkowo nie unikniemy prototypowania, bo produkt z katalogu nie jest przecież sprzedawany razem z wykonawstwem! Zaobserwowaliśmy wśród klientów potrzebę otrzymania produktu premium, lecz bez podążania drogą budowlanego eksperymentu. Stąd oczywiście pomysł na Nową Normę, oparty o nasze skrajnie odmienne osobowości. Z jednej strony jest więc Karol Nieradka - znany i doceniany w Polsce projektant domów klasy premium, nagradzany architekt z olbrzymim dorobkiem. Z drugiej jestem ja, który zajmuję się budownictwem przemysłowym i użyteczności publicznej – aspektami architektury oraz budownictwa niezwiązanymi z mieszkalnictwem. To, że od lat jestem zaangażowany w działania dla biznesu, okazało się w tym przypadku atutem. Równocześnie pozwoliło mi dostrzec analogie pomiędzy budownictwem rezydencjonalnym, a obszarem budownictwa przemysłowego, gdzie obudowujemy maszynę i to właśnie maszyna jest sercem koncepcji, a nie sam budynek.
AL.: Rozwinie pan tę myśl?
GB: Zakłady przemysłowe bardzo rzadko dysponują kompetentnym zespołem specjalistów związanych z wykonawstwem. Mamy deficyt kapitału ludzkiego, szczególnie jeśli chodzi o widzę ścisłą. Z tego właśnie powodu przeciętny zakład przemysłowy jest bardzo mało zainteresowany angażowaniem się w budownictwo. Chce po prostu pozyskać obudowę dla kolejnego urządzenia, dla magazynowanych produktów oraz usług, których potrzebuje. Tutaj dochodzimy do wspomnianego porównania. Ponieważ ja podobnie wyobrażam sobie współczesną rodzinę! Powinna ona koncentrować się na tworzeniu ciepła domowego, a równocześnie eksponować i rozwijać inne swoje talenty, nie tracąc czasu i energii na tematy, które są członkom tej rodziny obce. Nie angażować się tam, gdzie pojawia się czynność techniczna dotycząca stworzenia domu rozumianego jako funkcjonalna i estetyczna „obudowa” dla tej rodziny, bo w tym przypadku to ona jest wspomnianym wcześniej „sercem”. Pewna uniwersalność i powtarzalność są więc w tym przypadku pomocne, a wręcz niezbędne.
AL.: Jak konkretnie powstawała Nowa Norma?
GB: W istocie to ja przyszedłem do Karola ze szkicem pomysłu. Drobne wykonawstwo miałem już za sobą, realizowałem też budynki rezydencjonalne jako wykonawca. Zdobyłem uprawnienia również w Irlandii, a tam architekt jest trochę innym zawodem. Częściej odbierany jako facet w kasku, który nadzoruje budowę niż rysownik, jak najczęściej bywa u nas postrzegany. Od 2009 roku, kiedy zacząłem działalność w Szczecinie, pracowałem w Polsce jako inwestor zastępczy starając się oferować pełen pakiet, czyli zarówno projekt jak i nadzór, a także kontrolę i pomoc w wyłonieniu wykonawcy. Już wówczas dążyłem do tego, by proponować produkt gotowy właśnie z myślą o ludziach, którzy niekoniecznie mają potrzebę uczyć się budownictwa, bo są świetni w czymś innym i dobrze im z tym, niezależnie czy mówimy o osobie czy o podmiocie gospodarczym. Po drugiej stronie mocy był Karol, który powiedział, że dostaje dwa telefony w tygodniu od osób, które chciałyby kupić taki sam dom jak zaprojektowany przez niego fenomenalny Dom w Dobrej. Odpowiadał im niezmiennie: „Dom w Dobrej został zaprojektowany dla konkretnej osoby, na konkretnej działce, gdzie istnieje konkretny układ przestrzenny – jest tam garaż w piwnicy, ponieważ występuje różnica terenu.” Jednak to nie zniechęcało dopytujących, którzy odpowiadali: w tej sytuacji chcielibyśmy zmienić trochę ten dom, ale on jest tak piękny, funkcjonalny i tak dobrze „leży”, że nie chcemy już szukać innego. Moja idee fixe była zatem taka, żeby dać inwestorowi dom pod klucz, gotowy produkt. Natomiast Karol równolegle doświadczał natrętnego wręcz zainteresowania domem, który zaprojektował. Jako odpowiedzialny architekt powtarzał do znudzenia, że nie da się zrobić dwóch Domów w Dobrej, bo nie ma dwóch takich samych działek na świecie. W moim pomyśle dostrzegł sposób na usatysfakcjonowanie wszystkich tych potencjalnych klientów, których wcześniej musiał odesłać z przysłowiowym kwitkiem. W połączeniu naszych doświadczeń i aspiracji tkwił niesamowity potencjał. Usiedliśmy więc do deski kreślarskiej równolegle nawiązując kontakty z firmami zajmującymi się prefabrykacją i stworzyliśmy taką formułę rezydencjonalną, która oczywiście nawiązuje do Domu w Dobrej, ale jest dużo bardziej uniwersalna. Ta uniwersalność przejawia się nie tylko w tym, że usunęliśmy piwnicę i dopasowaliśmy projekt do prefabrykacji. Dużo naszej twórczej energii i pracy włożyliśmy w to, żeby dom, który już wówczas postanowiliśmy oferować jako Nowa Norma, był odpowiedni dla różnych użytkowników. Na naszej stronie prezentujemy ten projekt, który jest przygotowany do seryjnej produkcji i został oparty o oryginalny Dom w Dobrej. A anegdota jest taka, że kiedy już jako Nowa Norma nawiązaliśmy kontakt z dostawcami systemów inteligentnego domu, dystrybutor, który rozmawiał z nami o tych systemach, w pewnym momencie stwierdził: „Wiecie, przychodzą do mnie różni architekci z rzutami, które są prawie identyczne jak tego waszego domu”. Okazuje się, że zaistniał jakiś niewyjaśniony fenomen, jeśli chodzi o ten konkretny dom premium autorstwa Karola. Bo wygląda na to, że znalazł on receptę na dom idealny. Odpowiedział na oczekiwania więcej niż jednego człowieka, co nie było jego intencją, ale się wydarzyło…
AL.: Stworzył więc projekt analogiczny do dobrze zaprojektowanego samochodu - że po raz kolejny przywołam to skojarzenie - którego uniwersalność jest jednak jak najbardziej intencjonalna.
GB: Tak, dokładnie. Dom wymyślony po najdrobniejszy element jak dobrze zaprojektowany samochód. W ten sposób staliśmy się trochę Henrym Fordem (śmiech). Bo zauważyliśmy, że jeśli zmienimy niedużo w „prototypie”, to od produkcji warsztatowej pojedynczego modelu możemy płynnie przejść do produkcji seryjnej. Włożyliśmy jednak sporo pracy intelektualnej w to, żeby dom Nowej Normy mógł się starzeć wraz z człowiekiem, rozwijać się z rodziną, dopasowywać się do użytkowników. Okazało się bowiem, że tu właśnie tkwi klucz do sukcesu i nasza przewaga. Ponieważ ludzie, realizując na własną rękę prototyp w postaci domu, postrzegają go z perspektywy „tu i teraz”. Nie dostrzegają zderzenia tej koncepcji z bogactwem życia i jego dynamiką. A budynki, w wersji idealnej, wznosi się przecież na lata. Budując dom w wieku, powiedzmy, trzydziestu czy czterdziestu lat, budujemy go także dla siedemdziesięciolatka, którym kiedyś będziemy. Wznosimy go na moment, gdy w domu jest gwardia dzieciaków i na czas, kiedy się od nas wyprowadzą.
AL: A wówczas miejsce dzieci mogą zająć starzejący się rodzice…
GB: Dokładnie tak. Właśnie na adaptowalności polega siła koncepcji domu Nowej Normy z jego parterowym układem w formie litery „L” jako bardzo ważnym elementem. Dwie strefy, dzienna i nocna, nie zostały wydzielone żadnymi barierami architektonicznymi. Można powiedzieć, że „zaglądają” do siebie, ale nienachalne, bo w sposób bardzo przemyślany. Kluczem do „Domu w Dobrej” były właśnie te zamknięcia i otwarcia widokowe – występuje w nim część dzienna i nocna, ale jednocześnie następuje powiązanie stref, znacznie lepsze niż na przykład w przypadku domu z poddaszem użytkowym. Dom Nowej Normy jest nieuniknioną konsekwencją tego pierwotnego, tak lubianego przez klientów, pomysłu Karola. W trakcie procesu w naszych głowach pojawiło się mnóstwo wspierających refleksji na temat tego, jak bardzo możemy poprawić życie ludziom przez to, że nie budujemy tego domu jeden raz, tylko wielokrotnie. Możemy więc sięgnąć po produkty, które się lepiej sprawdzą, możemy zmodyfikować nieco design za każdym kolejnym razem. Dokładnie tak jak z samochodem, powracając do przywołanej wcześniej analogii, możemy zmienić silnik na lepszy, możemy znaleźć lepsze materiały wykończeniowe i mogą one dalej ewoluować wraz z rozwojem technologii. W przypadku domu powtarzalnego łatwiej jest również sprawić, że projekt pozostanie aktualny niż w przypadku realizowania prototypu. Moje doświadczenia z obszaru budownictwa przemysłowego są takie, że w momencie, kiedy mamy do czynienia z dużą inwestycją przemysłową, gdzie występuje wiele decyzji środowiskowych, decyzji o warunkach zabudowy i innych, zdarza się, że procedura projektowania i powstawania budynku przemysłowego jest tak długa, że w tym czasie maszyna, która ma w nim stanąć zmienia się na tyle, że w końcu… budynek staję się nieaktualny! W jakimś sensie to samo dzieje się z budownictwem mieszkaniowym realizowanym tradycyjnie, ponieważ proces inwestycyjny rozpoczyna jeden człowiek, a kończy go często ktoś zupełnie inny. W Nowej Normie chcemy wyraźnie powiedzieć, że to jest właśnie ten kluczowy element, który nie działa w tradycyjnym budownictwie. Nie nadąża ono za pierwotną myślą, która jest o kilka lat wcześniejsza niż produkt końcowy. My postanowiliśmy tego uniknąć. Prefabrykacja i powtarzalność, seryjność, pozwala projektowi pozostać „na czasie” aż do zakończenia procesu. Powszechnym jest, że do architektów przychodzą młode małżeństwa, gdy kobieta jest w pierwszych miesiącach ciąży. Dom tradycyjny nigdy w tych dziewięciu miesiącach się nie wydarzy, a nasz może!
AL.: Może się „narodzić” w ciągu dziewięciu miesięcy?!
GB: Tak! Jeśli zaistnieją dogodne warunki prawne to istnieje bezwzględna możliwość, że klient będzie mógł wprowadzić się po dziewięciu miesiącach od podpisania umowy. Istnieją okoliczności, w których jest to możliwe.
AL.: Pogoda też musi sprzyjać…
GB: Właśnie niekoniecznie. Nasz budynek wbrew pozorom jest bardzo odporny na pogodę, jeśli chodzi o proces inwestycyjny. Zakładamy de facto tylko około siedmiu dni, które są znacząco zależne od pogody, w całym procesie inwestycyjnym! Realizujemy budynki w konstrukcji żelbetowej, ponieważ spełniają one podstawową potrzebę Polaka dotyczącą solidnej konstrukcji i trwałości. W Polsce nadal wybudowanie domu z żelbetu postrzegane jest jak kupno Toyoty – jedno i drugie nie straci na wartości. Użycie tego właśnie materiału gwarantuje, że dom będzie żył długo, że będzie się ładnie starzał z inwestorem. Życie techniczne naszego obiektu jest naprawdę bardzo długie. Jako architektom nie jest nam bowiem obojętna kwestia śladu węglowego. Dlatego proponujemy dom na całe życie, a nawet więcej niż jedno pokolenie. Mój brat, inżynier mechanik, mawia, że jako cywilizacja zrobiliśmy wiele rzeczy bardzo złych. Należy jednoznacznie stwierdzić, że w chwili obecnej jesteśmy w takim punkcie, iż jedyną grupą, która jest w stanie to naprawić, są inżynierowie. Tylko poprzez rozwiązania inżynierskie jesteśmy w stanie jako cywilizacja rozwiązać globalne problemy. Największą zmorą wszystkich emisji jest przecież produkcja przemysłowa. Wiadomo, że jeśli chcemy być ekologiczni w jeżdżeniu samochodem, to powinniśmy go nie wymieniać. Bo emisje spowodowane produkcją są wielokrotnie większe niż emisje użytkowe. Dom Nowej Normy już teraz jest bardzo dobrze odbierany społecznie za sprawą swojej funkcjonalności, adaptowalności. Jest parterowy i pozbawiony architektonicznych barier, a więc dostępny dla osób z niepełnosprawnościami, dla osób wielu potrzeb. Jednocześnie jego wielkość jest na tyle optymalna, że zmieści się w nim nawet pięcioosobowa rodzina, a z drugiej strony nie będzie też za duży dla pary, która oczekuje wyjątkowego komfortu. To powoduje, że ten budynek o powierzchni 177 mkw., jeśli już raz powstanie, będzie potem sprawnie działał przez dziesięciolecia! Bo nie jest źle pojętym eksperymentem, który wkrótce będzie wymagał adaptacji. To chyba jest jego najważniejsza zaleta obok rozwiązań stricte inżynierskich.
AL.: Na swojej stronie napisaliście: „Nazywamy się Nowa Norma, bo naszą misją jest zmiana standardów budowy domów”. O zmianie standardu już opowiedzieliśmy. Proszę jeszcze na koniec powiedzieć kilka słów na temat „misji”.
GB: Nasza misja sprowadza się do ułatwiania i uprzyjemniania życia poprzez dostarczenie klientowi domu w standardzie premium jako miłej, bezproblemowej dla niego usługi, a nie przysłowiowej drogi przez mękę. Wyobrażamy sobie, że może przyjść do nas mąż z żoną, podpisać umowę na wybudowanie domu, a potem, w pełni zrelaksowany, pójść do centrum handlowego albo na dobry obiad. Bez patrzenia sobie głęboko w oczy z niemym pytaniem „czy naprawdę chcemy się na to decydować?”. Dzisiaj dom typu premium jest jedynym obiektem w tej kategorii produktów, którego nie da się nabyć w sposób komfortowy. My postanowiliśmy to zmienić, oferując możliwość zakupu domu prefabrykowanego z przysłowiowej „wyższej półki” w warunkach bezstresowych, wraz z całościową obsługą wysokiej jakości. Pragniemy być postrzegani jako dostawcy komfortowej usługi premium, której dotąd na polskim rynku budowlanym nie było. Warto dodać, że dom Nowej Normy można otrzymać w cenie porównywalnej do wybudowanego metodą tradycyjną o podobnej powierzchni. Przy tym nasz na pewno jest odporniejszy na inflację, która obecnie ma olbrzymie znaczenie. Wiele osób, które dzisiaj decydują się na projekt domu realizowanego metodą tradycyjną, nie ma pojęcia, za ile go zbuduje. A podpisując z nami umowę, już pierwszego dnia klient wie, jaka będzie ostateczna cena, która zależy tylko od standardu wykończenia. Na tej samej zasadzie jak kupując na przykład BMW X5 możemy wybrać spośród kilku modeli aranżacji wnętrza od classic po premium. Podobieństwo do standardów stosowanych w przemyśle samochodowym odzwierciedla się nie tylko w kwestiach materiałowych, np. od rozwiązań eko-budżetowych po prawdziwe deski, ale także w instalacjach, gdzie pojawia się klimatyzacja, inteligentna elektryka, coraz bardziej doskonała elektronika. A równocześnie - ponieważ zaistniał ów fenomen popularności domu Nowej Normy wzorowanego na, nie boję się użyć tego słowa, kultowym Domu w Dobrej - nie widzimy potrzeby prowadzenia dalszych poszukiwań w dziedzinie formy, a chcemy się skupić na doskonaleniu funkcji. Pragniemy być tym przysłowiowym „niemieckim” projektantem, który drąży w detalu. Pozostajemy bowiem pod wrażeniem staranności tamtejszego designu, którego twórcy nie koncentrują się na wymyślaniu coraz dziwniejszych form, które zestarzeją się brzydko albo ładnie, a całą swoją energię i kreatywność inwestują w pracę typowo inżynierską. Podobnie i my myślimy o budynku jako o maszynie, która ma być coraz doskonalsza, natomiast wcale nie musi, a nawet nie powinna, stawać się z czasem bardziej „showmańska”.
Data publikacji: 15.10.2022
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»