Ewa Świdzińska – Żywoty intymne
Do 18 maja 2010 roku w Galerii Piekary w Poznaniu potrwa wystawa Ewy Świdzińskiej pt.: Żywoty intymne. Kuratorką wystawy jest Izabela Kowalczyk. Fotografie Ewy Świdzińskiej z cyklu Żywoty intymne tworzone są od 2005 roku, artystka obrała prostą, ale trudną metodę pracy twórczej, a mianowicie fotografuje sama intymne części swojego ciała, co oznacza, że zmaga się z problem kulturowego wstydu narzuconego kobietom, a także robi zdjęcia w taki sposób, że nie widzi fotografowanego obrazu.
Wszystkie zdjęcia robione są z ręki, można powiedzieć, że intuicyjnie, bo bez spoglądania w okienko aparatu. Artystka odnosi się do sfery tabu, do tego, co znajdowało się poza obszarem widzialności. Te prace można uznać za sposób na odzyskiwanie własnego ciała. Jest to działanie wywrotowe, zwłaszcza w tym kraju, gdzie kobiece ciało nie do końca należy do kobiet, a bardziej jest obiektem manipulowania przez państwo. Artystka nawiązuje też do pewnych tropów, które pojawiają się na marginesach kultury popularnej, takich, jak piercing łechtaczki, tatuowanie okolic sfery płciowej czy też tworzenie fryzury na wzgórku łonowym, na przykład farbowanie włosów łonowych, albo całkowite wydepilowanie tego miejsca. W ten sposób ukazuje ona, że, choć niewidoczna, sfera intymna jest kulturowo konstruowana. Z drugiej strony reprezentacja wstydliwych miejsc ciała zawsze potyka się o kulturowy zakaz, o własną nieadekwatność. Dlatego też u Świdzińskiej toczy się gra z odsłanianiem/zasłanianiem; jawnością/wstydliwością, ciekawością/tajemniczością. Pojawia się tu również kwestia przyjemności, a wręcz autoerotyki, która zasugerowana jest poprzez dłoń artystki, przedstawioną na kilku fotografiach w pobliżu waginy. Jest to też przyjemność ozdabiania się, prowadzenia tej dwuznacznej gry oraz przyjemność oglądania.
W gruncie rzeczy nie chodzi tu jednak tylko o reprezentację seksualności, prace artystki można też odczytać w szerszym kontekście – wykreślenia kobiet z historii, uznania ich doświadczeń za nieważne i nieistotne, a także wykreślenia kobiecej perspektywy z historii sztuki. Artystka w pewnym sensie dokonuje urodzajowienia historii sztuki prowadząc z nią dyskretną grę. Odnajdziemy w jej pracach odwołania do baroku, sztuki narodowej, pop-artu, ale również do impresjonizmu, dadaizmu oraz minimalizmu. Artystka dokonuje jakby przepisania historii sztuki wprowadzając do niej to, co pozostawało w niej niewidoczne. Domeną sztuki było bowiem piękno, a z nim wiązane były przedstawienia kobiecych aktów. Jednak kobiety ukazywane były tak, jakby zostały pozbawione własnej seksualności. Choć kobieta występowała zawsze jako piękny obiekt kontemplacji, jej ciało było erotyzowane, nieobecne były jej narządy płciowe, gdyż reprezentowały one horror nie do oglądania. Kobiece genitalia były po prostu niewidoczne, zamaskowane, zasłonięte. Ich reprezentacja obecna jest natomiast w sferze zakazanej, w obszarze pornografii, kojarzonej z czymś mrocznym, brudnym, a niekiedy nawet budzącym wstręt. Kobiece organy płciowe stały się jednym z największych tabu w naszej kulturze. Te organy określane są sromem, zaś słowo to oznaczało dawniej wstyd, hańbę, niesławę, co dobrze oddaje konotacje znaczeniowe związane z tą sferą. Ewa Świdzińska nie tylko dokonuje odczarowania tej sfery, ale również próbuje ją upiększyć, nadać jej szyk i elegancję.
Artystka wskazuje, że poprzez odwołania do sfery intymnej opowiedzieć można wiele najróżniejszych historii. Powstają w ten sposób żywoty intymne, intymna historia, intymna historia sztuki… Izabela Kowalczyk
Czytaj więcej na stronie www.news.o.pl
Wszystkie zdjęcia robione są z ręki, można powiedzieć, że intuicyjnie, bo bez spoglądania w okienko aparatu. Artystka odnosi się do sfery tabu, do tego, co znajdowało się poza obszarem widzialności. Te prace można uznać za sposób na odzyskiwanie własnego ciała. Jest to działanie wywrotowe, zwłaszcza w tym kraju, gdzie kobiece ciało nie do końca należy do kobiet, a bardziej jest obiektem manipulowania przez państwo. Artystka nawiązuje też do pewnych tropów, które pojawiają się na marginesach kultury popularnej, takich, jak piercing łechtaczki, tatuowanie okolic sfery płciowej czy też tworzenie fryzury na wzgórku łonowym, na przykład farbowanie włosów łonowych, albo całkowite wydepilowanie tego miejsca. W ten sposób ukazuje ona, że, choć niewidoczna, sfera intymna jest kulturowo konstruowana. Z drugiej strony reprezentacja wstydliwych miejsc ciała zawsze potyka się o kulturowy zakaz, o własną nieadekwatność. Dlatego też u Świdzińskiej toczy się gra z odsłanianiem/zasłanianiem; jawnością/wstydliwością, ciekawością/tajemniczością. Pojawia się tu również kwestia przyjemności, a wręcz autoerotyki, która zasugerowana jest poprzez dłoń artystki, przedstawioną na kilku fotografiach w pobliżu waginy. Jest to też przyjemność ozdabiania się, prowadzenia tej dwuznacznej gry oraz przyjemność oglądania.
W gruncie rzeczy nie chodzi tu jednak tylko o reprezentację seksualności, prace artystki można też odczytać w szerszym kontekście – wykreślenia kobiet z historii, uznania ich doświadczeń za nieważne i nieistotne, a także wykreślenia kobiecej perspektywy z historii sztuki. Artystka w pewnym sensie dokonuje urodzajowienia historii sztuki prowadząc z nią dyskretną grę. Odnajdziemy w jej pracach odwołania do baroku, sztuki narodowej, pop-artu, ale również do impresjonizmu, dadaizmu oraz minimalizmu. Artystka dokonuje jakby przepisania historii sztuki wprowadzając do niej to, co pozostawało w niej niewidoczne. Domeną sztuki było bowiem piękno, a z nim wiązane były przedstawienia kobiecych aktów. Jednak kobiety ukazywane były tak, jakby zostały pozbawione własnej seksualności. Choć kobieta występowała zawsze jako piękny obiekt kontemplacji, jej ciało było erotyzowane, nieobecne były jej narządy płciowe, gdyż reprezentowały one horror nie do oglądania. Kobiece genitalia były po prostu niewidoczne, zamaskowane, zasłonięte. Ich reprezentacja obecna jest natomiast w sferze zakazanej, w obszarze pornografii, kojarzonej z czymś mrocznym, brudnym, a niekiedy nawet budzącym wstręt. Kobiece organy płciowe stały się jednym z największych tabu w naszej kulturze. Te organy określane są sromem, zaś słowo to oznaczało dawniej wstyd, hańbę, niesławę, co dobrze oddaje konotacje znaczeniowe związane z tą sferą. Ewa Świdzińska nie tylko dokonuje odczarowania tej sfery, ale również próbuje ją upiększyć, nadać jej szyk i elegancję.
Artystka wskazuje, że poprzez odwołania do sfery intymnej opowiedzieć można wiele najróżniejszych historii. Powstają w ten sposób żywoty intymne, intymna historia, intymna historia sztuki… Izabela Kowalczyk
Czytaj więcej na stronie www.news.o.pl
Data publikacji: 27.04.2010
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»