Wykopy pod krakowskimi Sukiennicami
- Prokuratura umorzyła dochodzenie - triumfuje prezydent Krakowa. Śledczy uznali, że podczas remontu Rynku nie było podejrzewanego zagrożenia dla Sukiennic. Sprawdzają jednak, czy prace były w pełni legalne.
- Umorzono właśnie śledztwo, które - jak rozumiem - zupełnym przypadkiem rozpoczęło się trzy lata temu akurat przed samorządową kampanią wyborczą - ironicznie komentował wczoraj decyzję prokuratury prezydent Jacek Majchrowski. - Nim prokuratura rozpoczęła prace, przez miasto przetoczyły się dramatyczne informacje o sytuacji na Rynku. Były to listy do mediów i materiały dziennikarskie, które rozdmuchały sprawę. Po trzech latach okazuje się, że nie było żadnego zagrożenia - mówił prezydent.
W czasie przygotowywania pomieszczeń dla podziemnego muzeum pod Rynkiem w 2006 r. wykonano wykop przy fundamentach Sukiennic. Śledczy od maja owego roku badali, czy zagrażało to zabytkowej budowli. Ich praca była elementem dużego śledztwa, którym objęto m.in. nieprawidłowości przy nadbudowie kamienicy przy ul. Szerokiej 12. Prokuratura tłumaczy dzisiaj, że musiała podjąć sprawę, bo dostała zawiadomienie o podejrzeniu zagrożenia katastrofą budowlaną.
- Złożył je wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego Janusz Żbik. Informował, że prowadzona inwestycja może zagrozić posadowieniu Sukiennic i nawierzchni Rynku. Zwracał też uwagę na możliwe nieprawidłowości w postępowaniach administracyjnych - przekonywał prokurator Sławomir Zięba.
Z naszych ustaleń wynika, że szef WINB dostał opinię dwóch ekspertów, którzy użyli w niej sformułowania "realne zagrożenie". Ten dokument był przyczyną zawiadomienia prokuratury, choć niedługo potem eksperci złagodzili swoje stanowisko, mówiąc jedynie o "potencjalnym zagrożeniu". Obaj dostali nawet zarzuty poświadczenia nieprawdy, ale i z nich śledczy wczoraj się wycofali.
- O umorzeniu sprawy zdecydowała opinia biegłego. Wynikało z niej, że nie doszło do zagrożenia katastrofą budowlaną - mówił Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Ekspertyza potwierdziła też, że zabezpieczenia wykopów powstały zgodnie z zasadami sztuki.
Dlaczego dochodzenie trwało aż trzy lata? - Tak długo czekaliśmy na niezbędną opinię eksperta budowlanego - wyjaśnił prokurator Zięba.
Zdaniem prezydenta Majchrowskiego, gdyby śledztwo nie wstrzymało prac na Rynku, podziemne muzeum już dawno by powstało i zarabiało pieniądze. A tak miasto musiało wydać dodatkowo ok. 3 mln zł na zabezpieczenie podziemnych znalezisk. - Te straty finansowe i wynik śledztwa jasno pokazują, że nie było potrzeby wstrzymywania przebudowy na tak długo - mówił prof. Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta ds. prawnych. - Zastanawialiśmy się, czy nie walczyć o odszkodowanie, ale trzeba by tu udowadniać prokuraturze przekroczenie uprawnień. A tu można mówić raczej o przykrej dla miasta nadgorliwości - oceniał Oklejak.
Wicewojewoda małopolski za rządów PiS-u Andrzej Mucha zaprzecza, by zawiadomienie prokuratury miało polityczne tło. - Poinformowanie prokuratury nastąpiło w związku z sugestią wojewódzkiego inspektora nadzoru. Wcześniej nie wiedziałem, co się dzieje pod Rynkiem - wyjaśniał "Gazecie" Mucha. Wspomniał też interwencję profesorów z UJ. Wszystko to uzasadniać miało zwrócenie się do prokuratury. - Coś, co jest niewygodne, zawsze nazywane jest sprawą polityczną. To najlepszy sposób obrony - ocenił Mucha komentarz prezydenta Majchrowskiego.
Prokuratura zaznacza, że nie zakończyła całkowicie śledztwa. Osobne postępowanie dotyczy pozwolenia na budowę żelbetowej palisady, stanowiącej ściany podziemnych pomieszczeń. W związku z tym zarzuty usłyszała już była szefowa Powiatowego Inspektoratu Budowlanego Stanisława G. (dziś kieruje krakowskim wydziałem architektury). Według prokuratury wydała pozwolenie już po tym jak palisada powstała.
- Liczę, że pozostałe wątki śledztwa skończą się podobnie jak sprawa zagrożenia Sukiennic. Naszym zdaniem poszerzanie zakresu prac było robione zgodnie z prawem - mówił wczoraj Jacek Majchrowski.
Źródło: www.miasta.gazeta.pl/krakow
- Umorzono właśnie śledztwo, które - jak rozumiem - zupełnym przypadkiem rozpoczęło się trzy lata temu akurat przed samorządową kampanią wyborczą - ironicznie komentował wczoraj decyzję prokuratury prezydent Jacek Majchrowski. - Nim prokuratura rozpoczęła prace, przez miasto przetoczyły się dramatyczne informacje o sytuacji na Rynku. Były to listy do mediów i materiały dziennikarskie, które rozdmuchały sprawę. Po trzech latach okazuje się, że nie było żadnego zagrożenia - mówił prezydent.
W czasie przygotowywania pomieszczeń dla podziemnego muzeum pod Rynkiem w 2006 r. wykonano wykop przy fundamentach Sukiennic. Śledczy od maja owego roku badali, czy zagrażało to zabytkowej budowli. Ich praca była elementem dużego śledztwa, którym objęto m.in. nieprawidłowości przy nadbudowie kamienicy przy ul. Szerokiej 12. Prokuratura tłumaczy dzisiaj, że musiała podjąć sprawę, bo dostała zawiadomienie o podejrzeniu zagrożenia katastrofą budowlaną.
- Złożył je wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego Janusz Żbik. Informował, że prowadzona inwestycja może zagrozić posadowieniu Sukiennic i nawierzchni Rynku. Zwracał też uwagę na możliwe nieprawidłowości w postępowaniach administracyjnych - przekonywał prokurator Sławomir Zięba.
Z naszych ustaleń wynika, że szef WINB dostał opinię dwóch ekspertów, którzy użyli w niej sformułowania "realne zagrożenie". Ten dokument był przyczyną zawiadomienia prokuratury, choć niedługo potem eksperci złagodzili swoje stanowisko, mówiąc jedynie o "potencjalnym zagrożeniu". Obaj dostali nawet zarzuty poświadczenia nieprawdy, ale i z nich śledczy wczoraj się wycofali.
- O umorzeniu sprawy zdecydowała opinia biegłego. Wynikało z niej, że nie doszło do zagrożenia katastrofą budowlaną - mówił Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Ekspertyza potwierdziła też, że zabezpieczenia wykopów powstały zgodnie z zasadami sztuki.
Dlaczego dochodzenie trwało aż trzy lata? - Tak długo czekaliśmy na niezbędną opinię eksperta budowlanego - wyjaśnił prokurator Zięba.
Zdaniem prezydenta Majchrowskiego, gdyby śledztwo nie wstrzymało prac na Rynku, podziemne muzeum już dawno by powstało i zarabiało pieniądze. A tak miasto musiało wydać dodatkowo ok. 3 mln zł na zabezpieczenie podziemnych znalezisk. - Te straty finansowe i wynik śledztwa jasno pokazują, że nie było potrzeby wstrzymywania przebudowy na tak długo - mówił prof. Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta ds. prawnych. - Zastanawialiśmy się, czy nie walczyć o odszkodowanie, ale trzeba by tu udowadniać prokuraturze przekroczenie uprawnień. A tu można mówić raczej o przykrej dla miasta nadgorliwości - oceniał Oklejak.
Wicewojewoda małopolski za rządów PiS-u Andrzej Mucha zaprzecza, by zawiadomienie prokuratury miało polityczne tło. - Poinformowanie prokuratury nastąpiło w związku z sugestią wojewódzkiego inspektora nadzoru. Wcześniej nie wiedziałem, co się dzieje pod Rynkiem - wyjaśniał "Gazecie" Mucha. Wspomniał też interwencję profesorów z UJ. Wszystko to uzasadniać miało zwrócenie się do prokuratury. - Coś, co jest niewygodne, zawsze nazywane jest sprawą polityczną. To najlepszy sposób obrony - ocenił Mucha komentarz prezydenta Majchrowskiego.
Prokuratura zaznacza, że nie zakończyła całkowicie śledztwa. Osobne postępowanie dotyczy pozwolenia na budowę żelbetowej palisady, stanowiącej ściany podziemnych pomieszczeń. W związku z tym zarzuty usłyszała już była szefowa Powiatowego Inspektoratu Budowlanego Stanisława G. (dziś kieruje krakowskim wydziałem architektury). Według prokuratury wydała pozwolenie już po tym jak palisada powstała.
- Liczę, że pozostałe wątki śledztwa skończą się podobnie jak sprawa zagrożenia Sukiennic. Naszym zdaniem poszerzanie zakresu prac było robione zgodnie z prawem - mówił wczoraj Jacek Majchrowski.
Źródło: www.miasta.gazeta.pl/krakow
Data publikacji: 9.07.2009
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»