Kolejne zagadki u archeologów

Kolejne zagadki u archeologówNa stanowisku archeologicznym na Starym Rynku badacze ujawnili nowy mur pamiętający średniowiecze. Nad nim wisi wapienna ściana późniejszej budowli. - Na Starym Rynku cały czas trwał inwestycyjny ruch - żartuje Iwona Młodkowska-Przepiórowska kierująca wykopaliskami.

Ubiegłotygodniowe deszcze zakłóciły archeologom harmonogram prac. Zamiast zająć się kawałkiem terenu świeżo odsłoniętym przez spychacz, skupili się na pierwszym stanowisku wytyczonym w tym sezonie. Przed tygodniem odkryli tam duży fragment drewnianej podłogi. Wstępnie ocenili, że to fragment dużego, przynajmniej dwukondygnacyjnego budynku z czasów późnego średniowiecza. Podłoga była przecięta wapiennym murem, znacznie od niej młodszym. W ubiegły piątek badacze wyszli na drugą stronę tej ściany: naukowcy przypuszczali, że tam znajdzie się dalszy ciąg podłogi. Ale wkopując się w głąb poziomami wyznaczanymi co 20 centymetrów, zeszli już o ponad metr, nie natrafiając na drewno. Za to odsłonili wapienny mur do tego stopnia, że zawisł nad ziemią - podkopali się pod niego, przekraczając granice jego posadowienia. I tam odsłonili kolejną ścianę - wapienną, sczerniałą od ognia. Idzie ona pod kątem prostym w stosunku do muru nad nią.

- No i mamy zagadkę: co jest czym? - śmieje się archeolog Iwona Młodkowska-Przepiórowska kierująca wykopaliskami. - Ten mur w niższych warstwach związany jest z odsłoniętą wcześniej podłogą. Stał tu znacznych rozmiarów dom zbudowany w późnym średniowieczu i trwający do XVI wieku, w całości murowany lub w części drewniany. Ze śladów działania ognia możemy wnosić, że budynek - czymkolwiek był - spłonął i częściowo się zapadł. Dlatego po tej stronie przecinającego go późniejszego muru nie ma podłogi, a my możemy się zagłębiać w kolejne warstwy gruntu. O ile jednak pod podłogą (kiedy tam zejdziemy z badaniami) zastaniemy prawdopodobnie warstwy zachowane pierwotnie, tutaj wciąż mamy przemieszany tzw. rumosz - śmieci z różnych wieków. O, właśnie kolega odsłania talerz, ale na oko widać, że pochodzi on ze znacznie bliższych nam czasów.

Za to cały czas młodzież pracująca na wykopaliskach odsłania jakieś drobne zabytki: kościany paciorek, fragmenty ceramiki, nawet srebrny pieniądz - tak jednak zniszczony, że da się go odczytać dopiero w laboratorium. Ze względu na przemieszanie warstw powstałe także przy kopaniu fundamentów pod mur biegnący na wierzchu szefująca ekipie archeolog nie podejmuje się datowania tych drobnych znalezisk.

- Budynek, który wstępnie nazywamy średniowiecznym, prawdopodobnie tworzył jedną całość z murami, które odkryliśmy przed rokiem - wyjaśnia Młodkowska-Przepiórowska. - Byłby to naprawdę okazały gmach, szczególnie na tamte czasy. Czy była to waga miejska, której obecności w tym miejscu spodziewali się historycy? Czas pokaże. Mnie intryguje coś, co z wagą związane być raczej nie może. Oto wciąż wykopujemy bardzo duże ilości kości zwierzęcych, głównie baranich i kozich, może też świńskich (potwierdzimy to w pracowni po zakończeniu wykopalisk). A takie mięso jadali Polacy w tamtych odległych czasach.

Oficjalnie badaczka w spekulacje bawić się nie chce. Prywatnie jednak rozważa istnienie tutaj jakiejś oberży, zajazdu. Za to na pewno dotychczasowe efekty prac archeologicznych potwierdzają, że rynek nie był w przeszłości pustą przestrzenią, jak za naszej pamięci. Na gruzach i zgliszczach starych domów wznoszono następne.

- Już odsłaniają się nam w nowym wykopie trzy dalsze murki, o których oczywiście jeszcze nic powiedzieć nie możemy - opowiada Młodkowska-Przepiórowska. - Na razie po zdjęciu maszynami wierzchniej warstwy ziemi niewiele wyszliśmy poza wczesnego Gomółkę. Ale już w tej warstwie lat 60. i 70. mamy zagadkę. W mojej pamięci Stary Rynek w tamtych latach był po prostu skwerkiem bez zabudowy. Tymczasem w odsłoniętym fragmencie widać cementowe płyty chodnikowe, którymi wyłożone było przejście od narożnej kamienicy do kościoła św. Zygmunta. Obok tego chodnika, mniej więcej na środku placu, znajdujemy jakby kamienną podłogę jakiegoś sporego budyneczku, na pewno większego niż kiosk Ruchu. Oczywiście nie jest to tajemnica średniowiecza, ale nasze badania mają dokumentować historię bez wyjątków. Może Czytelnicy "Gazety" uświadomią nam, co to mogło być?

Kto pamięta, co stało na Starym Rynku w latach 60. i 70. ubiegłego wieku? Czekamy na telefony (034 367 20 20) i listy Czytelników (tadeusz.piersiak@czestochowa.agora.pl) .

Źródło: www.miasta.gazeta.pl/czestochowa

Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»