Wolą budować drogi, niż protestować
Coraz mniej opóźnień w budowie autostrad i dróg ekspresowych, bo firmy zamiast odwoływać się od wyniku przetargu, wolą powalczyć o inny kawałek drogowego tortu. Tym bardziej że tak wielu zamówień w branży nie było od lat.
Firmy budowlane ostro schodzą w dół z cenami oferowanymi w przetargach - pisaliśmy wczoraj w "Gazecie". Gotowe są budować autostrady i drogi ekspresowe taniej średnio o 30 proc., niż zakładają kosztorysy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W przypadku tak dużych inwestycji oznacza to dla państwa oszczędności rzędu kilkuset milionów złotych na jednym zamówieniu. Skąd taka rozbieżność cen i kosztorysu? Po pierwsze, na rynku panuje duża konkurencja, a po drugie, kosztorysy powstawały w okresie boomu budowlanego.
A dziś, w kryzysie, zarówno ceny materiałów budowlanych, jak i koszty robocizny znacznie spadły.
Drogowcy mogą jednak zacierać ręce nie tylko z powodu niskich cen, ale także szybkich rozstrzygnięć w przetargach. Do niedawna zmorą drogowców były poprzetargowe protesty. To z tego powodu inwestycje opóźniały się o rok i dłużej. W 2007 r. dyrekcja stworzyła nawet czarną listę firm, które najczęściej oprotestowują przetargi na budowę i remonty dróg w Polsce. Zarzucała niektórym wykonawcom, że protestują i odwołują się od wyników przetargów tylko po to, żeby opóźnić całe postępowanie. Rekordzistą miał być wtedy austriacki Strabag, który w ciągu dwóch lat aż 24 razy nie zgadzał się z decyzjami komisji przetargowych, z czego 16 protestów okazało się bezskuteczne.
A jak jest teraz? Trwa ponad 50 przetargów na nowe odcinki autostrad i dróg ekspresowych. Jeśli uda się je szybko rozstrzygnąć, budowa dróg mocno przyspieszy. Szanse na to są całkiem spore, bo ostra walka między firmami kończy się dziś zazwyczaj na cenach, a przegrani coraz rzadziej odwołują się od wyników. - To było miłe zaskoczenie. 14 km zachodniej obwodnicy Poznania, zamówienie warte kilkaset milionów, 12 ofert i żadnego protestu po ogłoszeniu wyniku - mówi Marek Napierała, dyrektor poznańskiego oddziału GDDKiA. - Ostatnio na kilkadziesiąt przetargów było tylko kilka protestów.
Bez odwołań udało się także rozstrzygnąć przetargi np. na budowę 20 km autostrady A1 z Piekar Śląskich do Zabrza czy na 12 km Trasy Armii Krajowej w Warszawie. I przykład z ostatnich dni: przetarg na budowę blisko 25 km drogi ekspresowej S8 Białystok - Jeżewo - też protestów nie było.
- To oczywiście pozytywne zjawisko, choć zdarza się, że zamiast protestów napływa dużo pytań - mówi Andrzej Maciejewski, rzecznik GDDKiA. Dyrektor Napierała z Poznania potwierdza: - Przy zachodniej obwodnicy Poznania mieliśmy 1200 pytań.
Ale dodaje: - To przedłużyło nam całą procedurę tylko o dwa, trzy tygodnie. Protesty byłyby o wiele gorsze. Zdarzało się, że z tego powodu jeden przetarg trwał rok.
Dlaczego firmy nie protestują już tak często jak jeszcze dwa lata temu? - Potrafimy twardo walczyć o zamówienie, jeżeli widzimy oczywiste błędy w ofercie konkurencji albo uważamy, że podana przez nią cena jest rażąco niska. Decyzja o wejściu w spór jest jednak zawsze trudna - mówi Marcin Gesing, menedżer w firmie Skanska. - Czasem lepiej jest poświęcić ten wysiłek na pracę nad startem do kolejnego przetargu - dodaje.
Firmy budowlane nie chcą też być utożsamiane z protestami, bo cierpi na tym ich wizerunek. Skanska w ubiegłym roku mocno protestowała w przetargu na część autostradowej obwodnicy Wrocławia. Ostatecznie zrezygnowała z walki w sądzie, tłumacząc, że cała inwestycja zostałaby przez to poważnie opóźniona. A firma nie chciała, by ją o to obwiniano.
Rzecznik GDDKiA podkreśla z kolei: - Liczba zleceń stale rośnie. Jak tu się nie uda wygrać, to uda się gdzie indziej. Na pewno ryzyko protestów zmniejsza też to, że polepszyła się jakość naszych dokumentacji oraz stosowanie dwuetapowej procedury przetargowej - twierdzi Maciejewski.
Na czym to polega? Przy dużych inwestycjach drogowcy najpierw sprawdzają, czy firmy, które stają do walki, spełniają wymogi - m.in. czy mają wystarczające doświadczenie i możliwości. Jednocześnie potencjalni wykonawcy mogą się już zapoznać z przetargową specyfikacją i pełną dokumentacją inwestycji. To na tym etapie GDDKiA otrzymuje najwięcej pytań. Później drogowcy zapraszają zweryfikowane firmy do składania ofert cenowych. W drugim etapie, który kończy się otwarciem ofert, cena jest jedynym kryterium wyboru.
Źródło: www.gospodarka.gazeta.pl/gospodarka
Firmy budowlane ostro schodzą w dół z cenami oferowanymi w przetargach - pisaliśmy wczoraj w "Gazecie". Gotowe są budować autostrady i drogi ekspresowe taniej średnio o 30 proc., niż zakładają kosztorysy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W przypadku tak dużych inwestycji oznacza to dla państwa oszczędności rzędu kilkuset milionów złotych na jednym zamówieniu. Skąd taka rozbieżność cen i kosztorysu? Po pierwsze, na rynku panuje duża konkurencja, a po drugie, kosztorysy powstawały w okresie boomu budowlanego.
A dziś, w kryzysie, zarówno ceny materiałów budowlanych, jak i koszty robocizny znacznie spadły.
Drogowcy mogą jednak zacierać ręce nie tylko z powodu niskich cen, ale także szybkich rozstrzygnięć w przetargach. Do niedawna zmorą drogowców były poprzetargowe protesty. To z tego powodu inwestycje opóźniały się o rok i dłużej. W 2007 r. dyrekcja stworzyła nawet czarną listę firm, które najczęściej oprotestowują przetargi na budowę i remonty dróg w Polsce. Zarzucała niektórym wykonawcom, że protestują i odwołują się od wyników przetargów tylko po to, żeby opóźnić całe postępowanie. Rekordzistą miał być wtedy austriacki Strabag, który w ciągu dwóch lat aż 24 razy nie zgadzał się z decyzjami komisji przetargowych, z czego 16 protestów okazało się bezskuteczne.
A jak jest teraz? Trwa ponad 50 przetargów na nowe odcinki autostrad i dróg ekspresowych. Jeśli uda się je szybko rozstrzygnąć, budowa dróg mocno przyspieszy. Szanse na to są całkiem spore, bo ostra walka między firmami kończy się dziś zazwyczaj na cenach, a przegrani coraz rzadziej odwołują się od wyników. - To było miłe zaskoczenie. 14 km zachodniej obwodnicy Poznania, zamówienie warte kilkaset milionów, 12 ofert i żadnego protestu po ogłoszeniu wyniku - mówi Marek Napierała, dyrektor poznańskiego oddziału GDDKiA. - Ostatnio na kilkadziesiąt przetargów było tylko kilka protestów.
Bez odwołań udało się także rozstrzygnąć przetargi np. na budowę 20 km autostrady A1 z Piekar Śląskich do Zabrza czy na 12 km Trasy Armii Krajowej w Warszawie. I przykład z ostatnich dni: przetarg na budowę blisko 25 km drogi ekspresowej S8 Białystok - Jeżewo - też protestów nie było.
- To oczywiście pozytywne zjawisko, choć zdarza się, że zamiast protestów napływa dużo pytań - mówi Andrzej Maciejewski, rzecznik GDDKiA. Dyrektor Napierała z Poznania potwierdza: - Przy zachodniej obwodnicy Poznania mieliśmy 1200 pytań.
Ale dodaje: - To przedłużyło nam całą procedurę tylko o dwa, trzy tygodnie. Protesty byłyby o wiele gorsze. Zdarzało się, że z tego powodu jeden przetarg trwał rok.
Dlaczego firmy nie protestują już tak często jak jeszcze dwa lata temu? - Potrafimy twardo walczyć o zamówienie, jeżeli widzimy oczywiste błędy w ofercie konkurencji albo uważamy, że podana przez nią cena jest rażąco niska. Decyzja o wejściu w spór jest jednak zawsze trudna - mówi Marcin Gesing, menedżer w firmie Skanska. - Czasem lepiej jest poświęcić ten wysiłek na pracę nad startem do kolejnego przetargu - dodaje.
Firmy budowlane nie chcą też być utożsamiane z protestami, bo cierpi na tym ich wizerunek. Skanska w ubiegłym roku mocno protestowała w przetargu na część autostradowej obwodnicy Wrocławia. Ostatecznie zrezygnowała z walki w sądzie, tłumacząc, że cała inwestycja zostałaby przez to poważnie opóźniona. A firma nie chciała, by ją o to obwiniano.
Rzecznik GDDKiA podkreśla z kolei: - Liczba zleceń stale rośnie. Jak tu się nie uda wygrać, to uda się gdzie indziej. Na pewno ryzyko protestów zmniejsza też to, że polepszyła się jakość naszych dokumentacji oraz stosowanie dwuetapowej procedury przetargowej - twierdzi Maciejewski.
Na czym to polega? Przy dużych inwestycjach drogowcy najpierw sprawdzają, czy firmy, które stają do walki, spełniają wymogi - m.in. czy mają wystarczające doświadczenie i możliwości. Jednocześnie potencjalni wykonawcy mogą się już zapoznać z przetargową specyfikacją i pełną dokumentacją inwestycji. To na tym etapie GDDKiA otrzymuje najwięcej pytań. Później drogowcy zapraszają zweryfikowane firmy do składania ofert cenowych. W drugim etapie, który kończy się otwarciem ofert, cena jest jedynym kryterium wyboru.
Źródło: www.gospodarka.gazeta.pl/gospodarka
Data publikacji: 23.07.2009
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»