Rekorodowy remont w Łodzi
Przebudowa niewielkiej zatoczki autobusowej przy ul. Bandurskiego trwa już prawie dwa miesiące. Drogę wygrodzono, a firma remontowa znikła. - Bijemy chyba rekord Guinnessa! - denerwują się kierowcy
Roboty przy ul. Bandurskiego rozpoczęły się na początku czerwca. Postawiono barierki i zerwano zniszczoną nawierzchnię. Dziurę pozostawiono. Po dwóch tygodniach robotnicy znowu się pojawili. Usunęli podbudowę i... zniknęli. Kilkanaście dni temu utwardzono teren i wylano beton. Wystarczy już tylko wyłożyć nowy asfalt, ale ekipy remontowej znowu nie widać.
- Jeśli kilkumetrową zatoczkę robimy przez dwa miesiące, to nic dziwnego, że miasto jest sparaliżowane. Strach pomyśleć, ile będą trwały poważniejsze remonty - denerwuje się Marek Janicki, kierowca forda.
Barierki odgradzające zatoczkę blokują jeden pas ruchu przy ul. Bandurskiego w kierunku Retkini. - Jak to możliwe, że na tak ważnej trasie pozostawiono niedokończoną robotę i nic się teraz tam nie dzieje?
W innych miastach takie prace trwają jeden dzień i prowadzone są w nocy - irytuje się Grzegorz Chojnacki, łódzki taksówkarz. - To jest brak jakiegokolwiek nadzoru.
Dlaczego niewielki remont zatoczki przy Bandurskiego trwa tak długo? - Najpierw prace prowadziła tam Łódzka Spółka Infrastrukturalna, a dopiero później była wymieniana nawierzchnia. Ponieważ cała podbudowa zostało zerwana, zdecydowaliśmy się na położenie trzech warstw betonu. Warunkiem przyznania nam gwarancji jest odpowiednie zaschnięcie betonu. A przecież będą wjeżdżały tam ciężkie pojazdy i zatoczka musi być bardzo dobrze zrobiona - mówi Aleksandra Kaczorowska z Zarządu Dróg i Transportu. - Niektórych procesów technologicznych nie da się przyspieszyć. Wkrótce ekipy remontowe znowu pojawią się w tym rejonie - dodaje. I obiecuje: - Barierki znikną do końca miesiąca.
Remont zatoczki przy ul. Bandurskiego rozpoczął się niemal w tym samym czasie co roboty przy Krzemienieckiej. Tam zdążono odnowić kilkaset metrów jezdni, zrobić parkingi dla samochodów, ułożyć chodniki i przebudować dwie zatoczki autobusowe. - Widać, że jak firmie zależy, to można wykonać prace o wiele szybciej i równie dobrze. Ale skoro zarząd dróg pozwala na taką opieszałość, to nie dziwię się, że później stoimy w korkach - ocenia Janicki.
W piątek po południu i sobotę wokół zatoczki ma być frezowana nawierzchnia. Spowoduje to dodatkowe utrudnienia. W kierunku ul. Krzemienieckiej zamknięte zostaną dwa skrajne pasy.
Źródło: www.miasta.gazeta.pl/lodz
Roboty przy ul. Bandurskiego rozpoczęły się na początku czerwca. Postawiono barierki i zerwano zniszczoną nawierzchnię. Dziurę pozostawiono. Po dwóch tygodniach robotnicy znowu się pojawili. Usunęli podbudowę i... zniknęli. Kilkanaście dni temu utwardzono teren i wylano beton. Wystarczy już tylko wyłożyć nowy asfalt, ale ekipy remontowej znowu nie widać.
- Jeśli kilkumetrową zatoczkę robimy przez dwa miesiące, to nic dziwnego, że miasto jest sparaliżowane. Strach pomyśleć, ile będą trwały poważniejsze remonty - denerwuje się Marek Janicki, kierowca forda.
Barierki odgradzające zatoczkę blokują jeden pas ruchu przy ul. Bandurskiego w kierunku Retkini. - Jak to możliwe, że na tak ważnej trasie pozostawiono niedokończoną robotę i nic się teraz tam nie dzieje?
W innych miastach takie prace trwają jeden dzień i prowadzone są w nocy - irytuje się Grzegorz Chojnacki, łódzki taksówkarz. - To jest brak jakiegokolwiek nadzoru.
Dlaczego niewielki remont zatoczki przy Bandurskiego trwa tak długo? - Najpierw prace prowadziła tam Łódzka Spółka Infrastrukturalna, a dopiero później była wymieniana nawierzchnia. Ponieważ cała podbudowa zostało zerwana, zdecydowaliśmy się na położenie trzech warstw betonu. Warunkiem przyznania nam gwarancji jest odpowiednie zaschnięcie betonu. A przecież będą wjeżdżały tam ciężkie pojazdy i zatoczka musi być bardzo dobrze zrobiona - mówi Aleksandra Kaczorowska z Zarządu Dróg i Transportu. - Niektórych procesów technologicznych nie da się przyspieszyć. Wkrótce ekipy remontowe znowu pojawią się w tym rejonie - dodaje. I obiecuje: - Barierki znikną do końca miesiąca.
Remont zatoczki przy ul. Bandurskiego rozpoczął się niemal w tym samym czasie co roboty przy Krzemienieckiej. Tam zdążono odnowić kilkaset metrów jezdni, zrobić parkingi dla samochodów, ułożyć chodniki i przebudować dwie zatoczki autobusowe. - Widać, że jak firmie zależy, to można wykonać prace o wiele szybciej i równie dobrze. Ale skoro zarząd dróg pozwala na taką opieszałość, to nie dziwię się, że później stoimy w korkach - ocenia Janicki.
W piątek po południu i sobotę wokół zatoczki ma być frezowana nawierzchnia. Spowoduje to dodatkowe utrudnienia. W kierunku ul. Krzemienieckiej zamknięte zostaną dwa skrajne pasy.
Źródło: www.miasta.gazeta.pl/lodz
Data publikacji: 24.07.2009
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»