Megagraffiti w Łodzi
Łódź to marzenie grafficiarza. Tutaj możemy oglądać słynną "Łódkę", tutaj niedawno "wykwitł" Gortat. I tutaj można podziwiać mural, który właśnie powstał na ścianie kamienicy przy ul. Zachodniej 50. Bo Łódź to wymarzone miasto każdego street-artowca
Wizualizacja MEISAL
To drugie pod względem wielkości graffiti w mieście.
Projekt ma 633 mkw. i przedstawia Marcina Gortata,
łodzianina, jedynego Polaka grającego w lidze NBA.
Malunek ma ponad 300 m kw. i jest trzecim co do wielkości graffiti w mieście. Do słynnej "Łódki", muralu widniejącego na ścianie kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 152 o powierzchni 960 m kw., trochę mu brakuje.
Ale dzieło i tak robi piorunujące wrażenie. - Staramy się nie odcinać tego, co robimy, od historii miejsca, w którym pracujemy - opowiada Cyber aka Czaplino ze Stowarzyszenia Pracownia Sztuki Żywej, który wraz z Gregorem aka Bombalino stworzył pracę. - W przypadku tego projektu było podobnie. Chcieliśmy namalować mural, który jednoznacznie kojarzyłaby się z historią Łodzi. A ta jest przecież unikatowa w skali całego kraju.
Praca utrzymana jest w barwach purpury, czerni i różu. Przedstawione na niej postacie i przedmioty nawiązują do historii miasta. Jest tam Pan Kamera, a także Człowiek-Szafa i stara maszyna do szycia - symbole Łodzi włókienniczej. W tle przewija się kameleon. - Na naszych oczach Łódź zmienia się z miasta przemysłowego w kulturalne - mówi artysta. - To zwierzę miało symbolizować zmienność miasta.
Przygotowanie muralu pochłonęło ok. 80 puszek farby i zajęło autorom sześć dni. Jak przyznaje sam Cyber, trudno byłoby zebrać samemu pieniądze na tak duży projekt. Dlatego artyści zwrócili się po pomoc do jednej z firm odzieżowych, której oferta skierowana jest głównie do ludzi młodych, związanych m.in. ze street-artem - sztuką ulicy. Firma dała pieniądze na farbę. W zamian artyści zostawili pod spodem logo marki.
Ale to nie wszystko. - Projekt spodobał się nam tak bardzo, że postanowiliśmy zapoczątkować ogólnopolską akcję street-artową - mówi Julian Chmielewski, specjalista ds. marketingu. - W całej Polsce powstaną murale związane z historią miast. Łódź jest pierwsza. Ale już za kilka dni w Gdańsku w przejściu podziemnym powstanie kolejny. A następne? Nie chcemy zdradzać szczegółów akcji.
Mural na ścianie przy ul. Zachodniej 50 nie jest pierwszą tak ogromną pracą w mieście. Cały czas przy ul. Limanowskiego powstaje praca przedstawiająca Marcina Gortata. W Pasażu Schillera - projekt poświęcony promocji Łodzi jako Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Na budynku Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej przy ul. Rewolucji 1905 r. też można podziwiać wielkie murale.
Sam Czaplino przyznaje, że jego prace oglądać już można w Gdańsku i Łowiczu, z którego pochodzi. Ale nigdzie nie pracowało mu się tak dobrze jak w Łodzi. Bo to miasto jest marzeniem każdego artysty ulicy. - Wszystko powinno działać na zasadach kontrastu - opowiada. - W mieście jest wiele brzydkich miejsc. I dobrze, że są. Ale jednocześnie powinno tu być wiele miejsc estetycznych, odnowionych. Tych w Łodzi brakuje. Dlatego sami to robimy.
Również zdaniem Chmielewskiego w Łodzi graffiti trafiło na podatny grunt. - Stało się nieodłącznym elementem miasta. Gdyby nie sztuka uliczna, Łódź wyglądałaby nieswojo - przyznaje.
Źródło: www.miasta.gazeta.pl/lodz
Wizualizacja MEISAL
To drugie pod względem wielkości graffiti w mieście.
Projekt ma 633 mkw. i przedstawia Marcina Gortata,
łodzianina, jedynego Polaka grającego w lidze NBA.
Mural ma promować mistrzostwa Europy
w koszykówce mężczyzn i w siatkówce kobiet w Łodzi
w koszykówce mężczyzn i w siatkówce kobiet w Łodzi
Malunek ma ponad 300 m kw. i jest trzecim co do wielkości graffiti w mieście. Do słynnej "Łódki", muralu widniejącego na ścianie kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 152 o powierzchni 960 m kw., trochę mu brakuje.
Ale dzieło i tak robi piorunujące wrażenie. - Staramy się nie odcinać tego, co robimy, od historii miejsca, w którym pracujemy - opowiada Cyber aka Czaplino ze Stowarzyszenia Pracownia Sztuki Żywej, który wraz z Gregorem aka Bombalino stworzył pracę. - W przypadku tego projektu było podobnie. Chcieliśmy namalować mural, który jednoznacznie kojarzyłaby się z historią Łodzi. A ta jest przecież unikatowa w skali całego kraju.
Praca utrzymana jest w barwach purpury, czerni i różu. Przedstawione na niej postacie i przedmioty nawiązują do historii miasta. Jest tam Pan Kamera, a także Człowiek-Szafa i stara maszyna do szycia - symbole Łodzi włókienniczej. W tle przewija się kameleon. - Na naszych oczach Łódź zmienia się z miasta przemysłowego w kulturalne - mówi artysta. - To zwierzę miało symbolizować zmienność miasta.
Przygotowanie muralu pochłonęło ok. 80 puszek farby i zajęło autorom sześć dni. Jak przyznaje sam Cyber, trudno byłoby zebrać samemu pieniądze na tak duży projekt. Dlatego artyści zwrócili się po pomoc do jednej z firm odzieżowych, której oferta skierowana jest głównie do ludzi młodych, związanych m.in. ze street-artem - sztuką ulicy. Firma dała pieniądze na farbę. W zamian artyści zostawili pod spodem logo marki.
Ale to nie wszystko. - Projekt spodobał się nam tak bardzo, że postanowiliśmy zapoczątkować ogólnopolską akcję street-artową - mówi Julian Chmielewski, specjalista ds. marketingu. - W całej Polsce powstaną murale związane z historią miast. Łódź jest pierwsza. Ale już za kilka dni w Gdańsku w przejściu podziemnym powstanie kolejny. A następne? Nie chcemy zdradzać szczegółów akcji.
Mural na ścianie przy ul. Zachodniej 50 nie jest pierwszą tak ogromną pracą w mieście. Cały czas przy ul. Limanowskiego powstaje praca przedstawiająca Marcina Gortata. W Pasażu Schillera - projekt poświęcony promocji Łodzi jako Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Na budynku Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej przy ul. Rewolucji 1905 r. też można podziwiać wielkie murale.
Sam Czaplino przyznaje, że jego prace oglądać już można w Gdańsku i Łowiczu, z którego pochodzi. Ale nigdzie nie pracowało mu się tak dobrze jak w Łodzi. Bo to miasto jest marzeniem każdego artysty ulicy. - Wszystko powinno działać na zasadach kontrastu - opowiada. - W mieście jest wiele brzydkich miejsc. I dobrze, że są. Ale jednocześnie powinno tu być wiele miejsc estetycznych, odnowionych. Tych w Łodzi brakuje. Dlatego sami to robimy.
Również zdaniem Chmielewskiego w Łodzi graffiti trafiło na podatny grunt. - Stało się nieodłącznym elementem miasta. Gdyby nie sztuka uliczna, Łódź wyglądałaby nieswojo - przyznaje.
Źródło: www.miasta.gazeta.pl/lodz
Data publikacji: 13.07.2009
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»